Teatr Telewizji TVP

Marta Lipińska: to takie wspaniałe medium

– Zastanawiam się, dlaczego nie można powtarzać tych wspaniałych spektakli Teatru Telewizji sprzed lat? Dlaczego, jak robią nowych „Braci Karamazow”, nie pokazać starych z 1969 roku – z Hańczą, Zaczykiem, Gogolewskim i moją rolą w reżyserii Jerzego Krasowskiego? – mówi aktorka Marta Lipińska.

Rozumiemy, że dla Pani to jest pytanie retoryczne: czy Teatr Telewizji powinien nadal mieć swoje miejsce na antenie telewizji publicznej?

– Jak najbardziej. Popieram, by pozostawić go w tym miejscu, który zawsze zajmował, czyli chodzi o poniedziałkowy wieczór. Cieszę się, że po przerwie ten termin powrócił. Myślę, że to jest bardzo potrzebne ludziom, zwłaszcza tym spoza stolicy. Mieszkańcy Warszawy mogą sobie pójść do jednego z wielu teatrów na swojego ulubionego aktora. Natomiast mieszkańcy mniejszych miejscowości oglądali ten najlepszy polski teatr w poniedziałkowe wieczory w telewizyjnej Jedynce.
 
Czy Pani zdaniem w repertuarze Teatru Telewizji powinna przeważać klasyka, czy utwory twórców współczesnych?

– Myślę, że nie należy tak stawiać sprawy. Widzom powinno się proponować i to, i to. Moim zdaniem to można jakoś wyważyć. Któryś poniedziałek w miesiącu poświęcić na prezentację klasyki, a inny na teatr współczesny…

Czy ta klasyka to miałyby być przedstawienia robione na nowo, czy powtórki tych wielkich przedstawień sprzed lat?

–  Ja uważam, że na wszystko jest miejsce. Jest to takie wspaniałe medium, że naprawdę wszystko się zmieści. Jeszcze jak sobie uświadomimy, że będzie taka współpraca z TVP Kultura, to żyć – nie umierać.

Ostatnio TVP wprowadziła formułę Teatru Telewizji na Żywo. Miał to być powrót do korzeni Teatru Telewizji. Jednak oceny tych przedsięwzięć są różne…

– Tak. Ja należę akurat do tych, którzy twierdzą, że to jest jakieś udawanie. To jest ta udawana widownia – to nie jest ta, która akurat chciała przyjść na spektakl. Jest jakaś zorganizowana i która częściej patrzy w monitor niż na to, co się dzieje na scenie. A sam spektakl jest jednak twórczością jakiegoś teatru, który to przygotował przez wiele miesięcy, grał to po kilkadziesiąt razy, a potem to odsprzedaje telewizji. To jest prawie tak samo, jakby zamontowano w teatrze kamery i sfotografowano ten spektakl. To jest przeniesienie z ulicy na ulicę i to w dodatku z taką sztuczną widownią. Nieraz na to patrzyłam i przyznam – irytowało mnie to. Drażniły mnie te zdjęcia publiczności z kamerami – ludźmi przypadkowymi, co tu ukrywać.

Czy dla Pani Teatr Telewizji to już tylko wspomnienia?

– Przyznam, że jak otrzymałam zaproszenie na Okrągły Stół Teatru Telewizji do zajrzałam do moich memuarów i stwierdziłam, że już od trzech lat nie grałam. Ale Juliusz Machulski zaproponował mi rolę, nad którą obecnie pracuję, i zamknął usta tym moim żalom. Mam jednak pytanie, dlaczego nie można powtarzać tych wspaniałych spektakli sprzed lat? Dlaczego, jak robią nowych „Braci Karamazow”, nie pokazać starych z 1969 roku – z Hańczą, Zaczykiem, Gogolewskim i moją rolą w reżyserii Jerzego Krasowskiego.

Dziękujemy za rozmowę.

Rozmawiali: Krzysztof Lubczyński i Paweł Pietruszkiewicz